Programy lojalnościowe zarabiają na wielkich sieciach, które wydają swoim naiwnym klientom punkty. Ponieważ jednak są to grosze, trzeba zrobić coś, żeby zarobić jeszcze więcej. Ale, co?
I tu uśmiecha się stary mechanizm:
- klient płaci dziś,
- sieć wydaje mu punkty lojalnościowe dziś,
- Payback kroi gorsze prowizji od transkacji dziś,
- Payback wydaje naiwnemu klientowi punkty lub nagrodę za... 4-5 miesięcy!
W skrajnym przypadku, pieniądze pobrane od sieci handlowej w zamian za punkty lojalnościowe, są obracane przez Payback nawet przez 100-120 dni, zanim zostaną wydane na nagrodę, którą za owe punkty zamówił użytkowni programu.
No, i jeszcze oczywiście absurdalna różnica w cenie. Dostajesz 1 punkt za 1 wydaną złotówkę, a młynek do kawy, w sklepie dostępny za 200 zł, kosztuje w Payback 5000 punktów. Czyli płacisz za niego... 5000 zł. Ale to zupełnie inna historia.
Payback ma czas...
Trudno uwierzyć ci, że to jest naprawdę okres trzech, czterech lub pięciu miesięcy?
No, to proszę:
- na trzy zakupy, trzy razy punkty nienaliczone w terminie i konieczna reklamacja,
- rozpatrywanie pierwszej trwa jeden dzień roboczy, kolejnych -- równo miesiąc,
- wszystkie dodatkowe lub promocyjne punkty naliczane również po 30-60 dniach.
Tylko rozgrzewka! Jeżeli punkty ci się należą, to dostaniesz je po… 90-150 dniach:
- najpierw 30 dni od dnia wykonania operacji generującej punkty; oczywiście ich nie dostaniesz wcale, bo mechanizm oszustwa Payback z góry zakłada, że:
- połowa użytkowników w ogóle zapomni i nie upomni się,
- 25% będzie pamiętało, ale nie będzie im się chciało składać reklamacji,
- toteż zaledwie 1/4 osób, którym punkty się należą, będzie chciała je dostać.
- jednak jesteś wredny i upominasz się; więc reklamacja:
- kolejne 30 dni na jej rozpatrzenie,
- jeśli uznana za niezasadną, to znowu:
- połowa oleje i odpuści sobie na tym etapie,
- druga połowa (czyli ledwie 10-15% użytkowników) złoży odwołanie,
- kolejne, extra 30 dni na rozpatrzenie odwołania.
- jest reklamacja jest słuszna (z reguły jest), to… kolejne 30 dni na przelanie punktów,
- natychmiast po otrzymaniu zamówienie nagrody, a otrzymasz ją... po 30 dniach.
Epoka kamienia łupanego
W najbardziej skrajnym przypadku... 5x 30 dni = pięć miesięcy. Po prawie pół roku ledwie 10-15% użytkowników otrzyma należne im punkty. Zatankowałeś samochód w listopadzie, a zasrany młynek do kawy dostaniesz na Wielkanoc!
I tylko, jeśli jesteś w tej szczęśliwej grupie tym, którym się chce i walczą o swoje. Reszta do tego czasu zrezygnuje, bo przecież nie ma sensu tracić cennego czasu na spieranie się od 50 lub 100 punktów, niesłusznie nienaliczonych, skoro młynek do kawy kosztuje... 5000 punktów.
Zdawać by się mogło, że żyjemy w zautomatyzowanym i zinformatyzowanym świecie, w którym sprawdzenie pięciu danych (dotyczących transakcji), by zweryfikować, że punkty się należą trwa kilkanaście lub kilkadziesiąt minut. Gdy już się okaże, że się należą, to kolejne kilkadziesiąt minut na ich naliczenie.
Czyżby więc epoka kamienia łupanego, jak u Flintstone'ów? I konieczność wykucia na kamiennych tablicach najpierw zlecenia sprawdzenia, a następnie zlecenia przelania punktów?
Mechanizm oszustwa
Nieeee… To z góry zaplanowany scenariusz oszustwa, który zakłada, że w ciągu 90-150 dni 50-90% użytkowników zapomni, iż punkty im się należą. I Payback nie będzie musiał ich naliczać.
Nie będzie też chyba przy okazji zaskoczeniem dla nikogo, że Payback na mój zarzut o o celowe oszukiwanie klientów i liczenie na to, że się nie upomną, nie zareagował w żaden sposób.
No, i na koniec wisienka na torcie, czyli ich kretyński sposób logowania się. Który powoduje, że z owych 10-15% użytkowników, którzy ostatecznie punkty dostaną, co najmniej połowa może paść ofiarą przeciętnej klasy socjotechnika i stracić je.