Przeskocz do treści

Programy lojalnościowe zarabiają na wielkich sieciach, które wydają swoim naiwnym klientom punkty. Ponieważ jednak są to grosze, trzeba zrobić coś, żeby zarobić jeszcze więcej. Ale, co?

I tu uśmiecha się stary mechanizm:

  • klient płaci dziś,
  • sieć wydaje mu punkty lojalnościowe dziś,
  • Payback kroi gorsze prowizji od transkacji dziś,
  • Payback wydaje naiwnemu klientowi punkty lub nagrodę za... 4-5 miesięcy!

W skrajnym przypadku, pieniądze pobrane od sieci handlowej w zamian za punkty lojalnościowe, są obracane przez Payback nawet przez 100-120 dni, zanim zostaną wydane na nagrodę, którą za owe punkty zamówił użytkowni programu.

No, i jeszcze oczywiście absurdalna różnica w cenie. Dostajesz 1 punkt za 1 wydaną złotówkę, a młynek do kawy, w sklepie dostępny za 200 zł, kosztuje w Payback 5000 punktów. Czyli płacisz za niego... 5000 zł. Ale to zupełnie inna historia.

Czytaj dalej... "Mechanizm oszustwa Payback"

Infolinia Microsoft Polska to koszmar, jeśli chodzi o ergonomię organizacji poszczególnych opcji, menu i podmenu. Wszystko jest po prostu cacy, jeśli posiadasz klucz i chcesz po prostu aktywować swój produkt, a z jakichś powodów nie chcesz korzystać z aktywacji przez Internet.

Kiedy jednak masz jakikolwiek problem, zapomnij o tym, że pomoc telefoniczna będzie prosta. A jeszcze zanim podniesiesz słuchawkę telefonu, możesz po drodze zaliczyć -- jak ja -- kilka durnych fuckupów.

Tak zwane intro

Posiadam dwie legalne kopie Windows 7 Home Edition OEM. Zainstalowałem je przeszło dwa lata temu na komputerach, dla których licencje te zostały zakupione. Po dwóch latach przyszło wymienić w obu komputerach dyski talerzowe na SSD. Ponieważ Windows to Windows, a nie Linux, od razu zrezygnowałem z opcji tworzenia zwierciadlanej kopii starego dysku talerzowego na nowym dysku SSD, tylko postanowiłem zainstalować czyściutki, nowiutki system Windows.

Po dwóch latach bez "odświeżania" i tak cud, że ten system chodził, jak chodził.

Już kiedyś, dużo wcześniej, bodajże w przypadku systemu Windows XP, przerabiałem taki wątek, iż po ponownej instalacji systemu Windows, po wymianie dysku twardego, system nie chciał się aktywować. Dzwoniłem wówczas do Microsoft, i aktywacja telefoniczna przeszła bezboleśnie. Miła pani po drugiej stronie telefonu zapytała jedynie, jaki zakres obejmowała wymiana, upewniła się, że nie była to wymiana płyty głównej (co podobno wywala licencję OEM w kosmos i zmusza do kupienia nowej) i po chwili podała mi "magical code", który uaktywnił mój Windows, wcześniej oporny na aktywację internetową.

Będąc wyposażony w takie, dość przyjemne, wspomnienia (o ile wyrazy "przyjemność" i "Microsoft" mogą być zestawione razem w jednym zdaniu?) nie spodziewałem się większych problemów i tym razem. Życie szybko i brutalnie zweryfikowało moje naiwne założenie.

Pierwsze fuckupy

Pierwszym fuckupem było w ogóle to, że aktywacja była konieczna tylko w przypadku jednego komputera.

Obie maszyny przeszły identyczną procedurę -- wymiana dysku talerzowego na SSD i instalacja na nowym dysku zupełnie nowego systemu. Oba systemy był zainstalowane w identyczny sposób, przy tym samym zestawie opcji i z tego samego (inny dla obu komputerów) nośnika, z którego system był poprzednio instalowany.

Tylko jeden z tych komputerów zaczął wściekać się o brak aktywacji. Drugi do teraz twierdzi, że all is OK.

Natomiast fuckupem piramidalnym, do potęgi n, okazał się fakt, że ów oporny na aktywację Windows ot tak "zapomniał" mi o tym fakcie przypomnieć!

Przez całe bite trzydzieści dni nie ujrzałem ani jednego komunikatu lub innego sygnału świadczącego o tym, że system nie jest zaktywowany. Oraz o tym, że miesięczny licznik nieubłaganie odmierza w dół. Mój kochany Windows "przypomniał" sobie o tym w ostatnim dniu, w postaci jeb-komunikatu typu: "Misiu, czy wiesz, że został ci jeden dzień na aktywację tego pudła, a potem frytki?".

Myślałem, że mnie trafi, bo wcześniej takie wesołe wianki się nie zdarzały. Każdy nieaktywowany Windows, z którym do tej pory miałem do czynienia, był tak poparzony na tym punkcie, że przypominał mi o braku aktywacji średnio siedemset czterdzieści pięć tysięcy razy na dobę. Cóż... może takie walnięcie użytkownika z nienacka, po miesiącu udawania, że wszystko jest OK, to element nowego user-experience wprowadzanego przez Microsoft?

No, nie ważne. Ciekawe, jak to wyjaśnią na infolinii Microsoft? Dzwonimy...

Telefon numer jeden

Czas połączenia: 3 minuty, 22 sekundy. Efekty: żadne.

Ring, ring... pogadanka o ochronie danych osobowych, znacznie dłuższa niż typowe, ale to Microsoft przecież. Kogo stać na ten system (użytkownicy wersji lewych raczej na infolinię aktywacyjną nie dzwonią), tego pewnie -- w mniemaniu Microsoft -- stać również na wyższe rachunki i spędzanie przyjemnych chwil przy wysłuchiwaniu durnych komunikatów. No, nic... czepiam się!

Dalej podobne pierdzielenie trzy po trzy, więc poniżej podaję jedynie istotne elementy, oblane zupełnie niepotrzebnym bełkotem.

Jeśli chcesz aktywować (...) lub masz problem z aktywacją (...) wybierz jeden.

O! To coś dla mnie, wszelakowoż, ja problem z aktywacją posiadam. Tap na 1.

Jeśli jesteś użytkownikiem domowym, wybierz jeden. Jeśli jesteś użytkownikiem biznesowym, wybierz dwa.

EoT. Żadnych innych opcji. A gdzie, niby, kontakt z ludziem-nie-automatem, jako że problem mam? No, nic -- tap ponownie na 1.

Proszę rozpocząć wprowadzanie klucza...

Noszkarwamać! Co jest? Nie chcę wprowadzać żadnego klucza! Nie chcę aktywować produktu przez telefon! Chcę pogadać z kimś niemechanicznym, żeby mnie zrozumiał, połączył się ze mną w bólu, pogłaskał wirtualnie przez telefon, a na koniec podał "medżik kołd" do aktywacji Windowsa.

No, nic. Hangup, bo oczywiście opcja "Powrót to poprzedniego menu" występuje tylko w nielicznych przypadkach, akurat w tym menu nie.

Telefon numer dwa

Czas połączenia: 1 minuta, 39 sekund. Efekty: żadne.

No, to dzwonię jeszcze raz. Znowu dwuminutowy bełkot (kiedy wprowadzą cookies na infoliniach, żeby centralka wiedziała, że ja te bzdury już raz wysłuchałem?). Już wiem, że jedynki nie wolno mi ruszać, żeby się paliło. Co tam dają dalej?

1. Jeśli chcesz lub masz problem

2. Jeśli jesteś użytkownikiem domowym...

3. Klienci biznesowi lub instytucjonalni.

4. Partner Microsoft.

5. Jeśli chcesz chronić komputer...

Ktoś wie, co opcja pięć robi na infolinii aktywacyjnej? Ja wiem! Płacąc Microsoft dzięgi i aktywując ich produkty chronisz swój komputer.

Dwójka wydawała się być sensowna. A tam:

1. Aktywacja produktu.

2. Pomoc w sprawie XBox, Microsoft Messanger, SkyDrive i...

3. Pomoc w sprawie licencjonoania produktów Microsoft.

4. Pomoc w sprawie Windows lub Office zakupionych online.

5. Pomoc techniczna dla produktów firmy Microsoft.

Opcja pod tytułem... Pomoc w sprawie aktywacji produktu firmy Microsoft... niet!

Wszak to tylko infolinia służąca do aktywacji produktów firmy Microsoft. Uzyskasz w niej pomoc w sprawie XBox, Messanger, SkyDrive, Windows lub Office, czy wreszcie pomoc techniczną, ale pomocy w sprawie aktywacji nie uzyskasz.

Jak pamiętacie, po wybraniu opcji numer 1 w menu głównym, gdzie obiecywano mi, że uzyskam pomoc w przypadku problemów z aktywacją, jedyne co dostałem to możliwość aktywowania produktu. Domyśliłem się więc, że Microsoft jest "nie dla idiotów" i postanowiłem opcji numer jeden w tym podmenu nie wybierać. Wszak nie chcę aktywować produktu! Chcę uzyskać pomoc na temat, prawda? Błąd!

Hangout! Przerwa na lancz.

Telefon numer trzy

Czas połączenia: 0 minut, 35 sekund. Efekty: żadne.

A może tak... magiczny kod?

Ring, ring... Bełkot o danych osobowych (gdzie te ciasteczka!)... "Jeśli posiadasz specjalny kod...". Tap na 9 i... "Please enter your access code now!". Ooops, przepraszam! Ekskuzymła, ja nie paniemaju.

Hangout.

Telefon numer cztery

Czas połączenia: 1 minut, 33 sekund. Efekty: żadne.

Mam dość. Biorę pomoc techniczną... Ring, ring, bełkot, 2, 5. Przydługi komunikat informujący mnie o tym, że jeśli oprogramowanie zostało preinstalowane na komputerze, to mam zwrócić się po pomoc do producenta tegoś komputera.

Nie mam bladego pojęcia, dlaczego ta pani dwa razy powtarza przydługi adres internetowy, który mam odwiedzić w tym przypadku, zanim poinformuje mnie, że jedyną opcją, która mi pozostała oprócz pierwszej to płatna pomoc techniczna.

Hangout.

Telefon numer pięć

Czas połączenia: 5 minut, 57 sekund. Efekty: !

Cóż mi pozostało? W głównym menu, pod "jedynką" obiecywali pomoc, a była tylko aktywacja. Jeżeli w podmenu obiecują aktywację, to może tam znajdę... pomoc?

Ring, ring. Bełkot. Nareszcie odkrywam, że naciskając cokolwiek można go przerwać (toż to prawie jak cookies!). 2. 1.

Nie wierzę własnym uszom...

Jeśli masz problem z aktywacją, wybierz jeden.

Santa Maria de Gwadelupa, Horche Porche de Gargamel... a jednak zadziałało!

Ciągle nie wierząc we własne szczęście, drążcym, spoconym i nieco oślinionym z nerwów paluchem delikatnie tapam 1.

Ring, ring. Buuuuu, buuuu. Ach, ktoś odbiera! Nie, to nie możliwe! Naprawdę? Z góry przygotowana bajeczka... Proszę podać kod, proszę podać numer. Proszę o chwilę cierpliwości. Proszę wpisać ten o to numer. Czy Windows się uaktywnił? TAK! Kątem dłoni ocieram łzę spływającą mi z oka... Udało się!

Czar pryska i znowu jestem sobą. Nie omieszkam skorzystać z okazji i podczas piątej rozmowy telefonicznej zadać to pytanie, nurtujące mnie od godziny...

-- Czy to normalne, że...

-- Tak! Zostało to zmienione w Windows 7...

Tak, to całkowicie normalne, że system przez trzydzieści dni nie ostrzega użytkownika o braku aktywacji i dopiero w ostatnim dniu informuje go, że czas na aktywację upłynął. To nie błąd, to taki planowany ficzer. Żegnam się szybciutko, na ostatnim dechu, zanim głośno parsknę śmiechem.

Konkluzyja

Podsumowując. Połączenia w Play na numery stacjonarne mam gratis (wliczone w abonament), w domu się trochę nudziłem i nie miałem nic ciekawszego do roboty, głos pani po drugiej stronie telefonu był naprawdę milutki. I co najważniejsze -- na koniec powiedziała prześwietny dowcip!

O tym, jak Niemiec, Polak i Rusek mieli nieaktywne Windowsy 7 i przez trzydzieści dni nie mieli na ten temat bladego pojęcia. Niemiec i Rusek znowu dostali w dupę, jak w każdym tego typu dowcipie, bo to był polski Windows i z informacji na polskiej infolinii Microsoft nie zrozumieli ni w ząb. Polak też niewiele więcej zrozumiał, ale w końcu, po pięćdziesięciu minutach, pięciu telefonach i naciskaniu niezliczonej ilości klawiszy udało mu się jego Windowsa aktywować.

Toteż summa summarum całą sprawę kończę się z dobrym humorem. Nie mniej, fuckup to tak olbrzymi, że grzechem ciężkim byłoby go tu nie opisać...