Przez 20+ lat byłem programistą, potem analitykiem biznesowym i menedżerem produktu. Na każdym z tych stanowisk wyszukiwanie błędów było dla mnie zawsze rzeczą naturalną. W dzisiejszych czasach coraz więcej firm wydaje produkty "na odwal się", pełne błędów i braków, toteż wyszukiwanie fuckupów, wpadek i niedoróbek w nich stało się dla mnie pokręconym hobby.
Jestem zagorzałym przeciwnikiem open source. Głównie dlatego, że:
- jeśli ktoś nie dostaje za swoją pracę pieniędzy, to w 8/10 przypadkach tworzy chałę;
- zbyt wiele osób na świecie uważa, że jeśli daje coś gratis, to może to być totalna chała, pełna braków, niedoróbek i błędów;
- zbyt wielu przedstawicieli open source jest tak napompowanych pseudo-prestiżem (bo "robią światu dobrze za darmo"), że otwarcie i bezczelnie traktują użytkowników swoich produktów jak kompletne gówno.
Z powyższych względów (i paru innych) z pietyzmem i uporem maniaka wyszukuję błędy we wszystkim, co jest dostępne za darmo lub choćby ociera się o formułę open source. Wychodzę bowiem z założenia, że twórcą rzeczy darmowych zostaje się z ochoty, nadmiaru czasu lub powołania, a nie z przymusu. I sam fakt, że ktoś robi coś dla innych za darmo w żadnym stopniu nie uzasadnia, iż może on dzięki temu robić totalną tandetę. Gówno będzie śmierdziało równo mocno, niezależnie od tego, czy się za nie zapłaciło, czy dostało się je za darmo...
Serdecznie dziękuję za odwiedzenie mojego bloga i życzę przyjemnej lektury! Autor