Kochani, to już cztery i pół roku, jak z naszych pieniędzy finansowane jest gówno informatyczne zwane "Mój Tauron". Najbardziej żenujący dowód nieudolności polskiego rządu w zakresie informatyzacji kraju.
Odmóżdżeni pseudo-ludzie, odpowiedzialne za istnienie i działanie tego serwisu, przyzwyczaili nas już do wszystkiego: że trzeba płacić za coś, co się robi za nich, że system informatyczny za miliony złotych traktuje fotografie jako wirusy, czy że rozsypuje się totalnie na biednej spacji.
Wreszcie crème de la crème z kwietnia, czyli dwa tygodnie prac serwisowych.
Ale... to nie wszystko!
Okazuje się, że zarządzający Tauron nie osiągnęli jeszcze szczytu absurdu. Dwa tygodnie skrajnej dysfunkcji serwisu ledwie kwartał temu okazały się być niewystarczające. Tauron poinformował, że konieczne jest prowadzenie kolejnych prac serwisowych. Tym razem pełną funkcjonalność systemu planują przywrócić...
...ZA TRZY TYGODNIE!
No, cóż... okres urlopowy wykańcza wszystkie firmy.
P.S.: Warto też zerknąć na drugi zaznaczony fragment poniżej, czyli na stwierdzenie: "Najważniejsze sprawy w serwisie i aplikacji Mój TAURON załatwisz tak, jak do tej pory".
Niestety, podawanie stanu licznika nie znalazło się w grupie "najważniejszych".
Można go, co prawda podać, ale... trzeba z palca i ręcznie wpisać wszystkie dane typu numer ewidencyjny, adres itd. Mimo, że użytkownik jest zalogowany i wszystkie te dane są dostępne w serwisie (widać je na przykład w fakturach, na liście rachunków klienta, czy liście punktów odbioru), musi je podawać ręcznie.
W takim razie, dziękuję, grzecznie was pierdolę, i odczytu rachunku dokonam... za trzy tygodnie! Gdy już łaskawie przywrócicie pełną funkcjonalność serwisu.