W tych niepewnych, opartych na prawie pełnej izolacji czasach przyszło nam dotknąć na poważnie tematu zdalnej edukacji. Zwłaszcza (w moim przypadku) na poziomie akademickim. Nie jest wcale zaskoczeniem, że również kawałek tego tortu chciałyby urwać korporacje.
Traf chciał, że kazano korzystać mi z czegoś, co się zwie "eduPortal by Asseco".
Wielkie korporacje przyzwyczaiły nas, że sprzedają przeciętny, niczym nie wybijający się soft, za 20-50 razy wyższą cenę, niż zrobiłaby to mała firma, bo kroją kupony od marki wyrabianej latami.
Ciągle jednak rzadko zdarza się, że sprzedaje się przy tej okazji niedziałające gówno. Asseco zdaje się być pionierem w tym nowym podejściu do rynku.
Dawno, dawno temu... w bardzo odległej galaktyce... (czyt. dziś, na maila) dostałem linka do aktywacji swojego konta. Moja kochana alma mater poinformowała mnie z radością o nawiązaniu współpracy z Asseco i udostępnieniu mi dostępu do ich platformy edukacyjnej.
Linka nadepnąłem, hasło zdefiniowałem. Efekt niezaskakujący:
Klik na buton, próba logowania się i...
OK, pomyślałem sobie, pewnie w wielkim Asseco robi się software, który potrzebuje kilkunastu minut na przetrawienie zmian i trzeba po prostu poczekać.
Ponieważ korzystam w ramach uczelni z dwóch adresów e-mail (firmowego i prywatnego), a mędrcy wioskowi Asseco nie wpadli na pomysł, by login / adres e-mail podać w e-mailu o aktywacji konta, więc wpisałem również i ten drugi adres e-mail oraz hasło, spodziewając się otrzymania komunikatu, że konto nie istnieje.
Otrzymałem zaś...
Konto nieaktywne
Złośliwe oczka zabłysły mi i dawaj...
Oraz...
Czyli, podsumowując... Asseco sprzedaje gówno, a moja uczelnia wydała pewnie gruby szmal za platformę edukacyjną, która przy logowaniu nie potrafi rozpoznać:
- nieistniejącego konta,
- nieprawidłowo podanego hasła,
- nieprawidłowego e-maila,
i na wszystkie te sytuacje wali komunikatem o nieaktywnym koncie.
Aż się ciśnie na usta dowcip z Jasiem i zdaniem z dwoma wyrazami "pięknie"...