Przeskocz do treści

Avira? Wynik: 3 fuckupy w 30 sekund!

Pytałem się: "W miarę dobry, darmowy antywirus". Odpowiedzieli: "Avira"!

Mieli rację, choć nie do końca w tym samym kontekście. Nie jest dobry. Jest najlepszy! Zaliczył trzy potężne fuckupy w ciągu trzydziestu sekund od instalacji i poszedł się... hm, walić.

No, dobrze. Ostatecznie okazało się, że były cztery fuckupy w minutę.

Fuckup nr 1

Nastąpił w zerowej sekundzie po rozpoczęciu instalacji, bo w zasadzie jeszcze przed rozpoczęciem.

Instalator bowiem nie jest do końca instalatorem. Instaluje programu, tylko instaluje... coś, co dopiero instaluje właściwe programy (antywirusa i parę innych).

Klikasz w pierwszym (?) "instalatorze" klawisz "Zaakceptuj i zainstaluj" i po paru chwilach widzisz... drugiego (?) "instalatora", a w nim całą listę klawiszy "instaluj".

Oczywiście zero absolutne konfiguracji -- żadnego wyboru ścieżki docelowej, nic. Użytkownik to kretyn, ma dwie synapsy mózgowe na krzyż i umożliwiają mu one jedynie kliknięcie "Zaakceptuj i zainstaluj".

Fuckup nr 2

Nastąpił pięć sekund po instalacji. To znaczy, nie po instalacji tylko po przed-instalacji.

To "coś" co zostało zainstalowane w wyniku działania "pierwszego instalatora" okazało się nie mieć opcji "Zamknij".

Ujmijmy to tak: Nie mam zbyt wielkiego zaufania do programów, które zamyka się przy pomocy Task Manager > Kill process.

Fuckup nr 3

Największy fuckup nastąpił trzydzieści sekund po "pierwszej" instalacji.

Otóż, okazało się, że "drugiej" instalacji nie będzie, bo to "coś", co zostało zainstalowane w wyniki "pierwszej" instalacji... nie potrafi wykryć połączenia z Internetem.

To już jest mistrzostwo świata. Trzeba być bowiem turbo-kretynem, żeby zamiast korzystać z niezawodnych rozwiązań oferowanych przez system, które bezbłędnie informują programy, czy połączenie z Internetem jest, tworzyć własny sprawdzać...

...i spieprzyć to!

Ale, halo, żeby nie było, że marudzę! Chciałem dać Avirze szansę. Tylko, że ona nie chciała się w ogóle zainstalować.

Fuckup nr 4

Już bez liczenia czasu i jako wisienka na torcie.

Używam Windows 7 w wersji angielskiej, cały system mam po angielsku, przeglądarka (Chrome) prawidłowo ustawia język angielski jako domyślny, strona avira.com prawidłowo to wykrywa i wyświetla mi zawartość po angielsku (widać "w tle" drugiej zrzutki) po czym... pobiera mi instalator w języku polskim.

Na podstawie czego ci "miszczowie" to wykryli? Po adresie IP?

Oczywiście żadnej opcji, przełącznika, czy sposobu, żeby to zmienić! Nóż się w kieszeni otwiera...

No, ale czemuż się dziwić. To przecież fundament ich ideologii -- założenie, że użytkownik ich oprogramowania to bezdenny kretyn. Pieprzyć ustawienia systemowe, pieprzyć ustawienia przeglądarki, myśmy powiedzieli, że jesteś z Polski i amen -- możesz używać tylko naszego softu w wersji polskojęzycznej.

Doszło więc do śmiesznego kuriozum (na szczęście tylko bardzo krótko trwającego). Przez trzydzieści sekund Awira była jedynym programem w moim anglojęzycznym systemie, który zainstalował się po polsku.

Zostaw komentarz